BBTour 2014 czyli spełnienie rowerowych marzeń.
O BBT pierwszy raz usłyszałem 3 lata temu.W 2012 roku zaliczyłem pierwszą pięćsetkę i ponieważ nie było źle zacząłem poważnie myśleć o starcie w ultramaratonie.Zacząłem zbierać informacje o tym wyścigu i tak wpadłem na relacje Waxmunda,Wilka,Transatlantyka...a później trafiłem na wiadome forum i wszystko stało się prostsze.Niebieska koszulka za ukończenie wyścigu to było moje marzenie,wyróżnik w rowerowym światku,coś co nie każdy może zdobyć.W 2013 roku przejechałem kilkanaście tys.km głównie po asfalcie,wydłużyłem dystanse,ograniczyłem postoje,sporo jeździłem nocą.Plan na 2014 rok był prosty:nie zgubić formy zimą,jeździć jak najwięcej dłuższych dystansów i górek,zrobić kwalifikacje do BBTour.Zakładałem też od wiosny trzymać się w 10 BS.Nie był to jakiś profesjonalny trening,ale uznałem,że jak rzecze Wilk wystarczy jeździć.Łagodna zima mi sprzyjała(z reguły nie jeżdzę zbyt wiele zimą)sporo km nabiłem.Od marca codziennie 40km do pracy w każdych warunkach,co wprawiało kolegów w podziw,osłupienie, a niektórzy pukali się w czoło.W weekendy dłuższe trasy powyżej 300 km i oczywiście sporo jazdy nocą.Dużo nie ważę,ale przed MP zszedłem do 66 kg.Obawiałem się tej kwalifikacji(dla mnie za wcześnie),ale to była lajtowa 500 i już przyzwoita forma.Przetarłem się jeszcze w Radlinie,a w lipcu prawie udało mi się zrobić solo 600 w dobę.
Przed startem.
W pociągu "Sukiennice" do Świnoujścia już spora grupka rowerzystów.Dosiadam się do Waxa który przekazuje mi mnóstwo cennych informacji.Utkwiła mi w pamięci jedna uwaga- "Wy debiutanci macie dobrze,nie wiecie co Was czeka"Nasłuchałem się też sporo historii z poprzednich edycji mniej lub bardziej prawdopodobnych.Na miejscu odbieram pakiet startowy,zwiedzam miasto,spędzam trochę czasu nad morzem.W piątek uczestniczę w odprawie tech.,a później w pierwszej w życiu masie krytycznej,Śpię doskonale.W sobotę o ósmej przeprawiam się promem na start.Zdaje rzeczy na metę i na DPK,podpisuję listę.Widzę jak o 8-30 stratuje Transatlantyk.Wchodzę na rampę promu,a tam już cała ekipa: 4gotten, Eranis, Djtronik, Olo, Wąski, Tomek,Keto,Hipki,CRL. Yoshko (jako obsługa techniczna)montuje gps.Największe wrażenie na mnie robi Kot.Taka drobinka w tej różowej kurteczce.Już w debiucie ,porywa się na pokonanie trasy w kategorii solo.Całkowicie mnie zaskoczyła.
Start z rampy promu Bielik.
Maraton.
Startuje o godz.9.00 w sześcioosobowej grupce z Keto i Crl.Jest chłodno,pochmurno i dość mocno wieje wiatr z boku.Na opłotkach miasta na trasę wpuszcza Nas policja.Od początku dość mocne tempo,ale bez napinki.Mijamy sporo osób z poprzednich grup.Ku mojemu zdziwieniu traci się Keto.Po cichu liczyłem,że to z Nim i Crl utworzymy jakiś peletonik.Do Płotów dojeżdżamy w szóstkę.Ja wpadam na punkt, chcę mieć pamiątkę w książeczce,koledzy jadą dalej.Biorę dwie drożdżówki uzupełniam bidon, niestety nie dostaje pieczątki.Wpadają Hipki,miga mi Turysta.Lecę dalej sam.Po chwili doganiają mnie HIpki,Tomek,4gotten.Ja spokojnie wyciągam drugą drożdżówkę i wtedy kąsa mnie osa, oczywiście w nogę prawą łydkę,co zapewnia mi dodatkowe atrakcje do końca maratonu Grupa ciśnie niesamowicie.Najgorsze zmiany daję Tomek 35-40 km/h,z przodu szaleje też Daniel,później przyznał się ,że nie działał mu licznik.Prędkość mi nie przeszkadza,przeszkadza mi rwane tempo.Trzymam się z tyłu raz bliżej raz dalej,ale równiutko i czekam aż szosowcy się wyszaleją.Na punkt w Drawsku Pomorskim wpadam chwilę po grupie.Jest tu sporo osób.Podbijam się biorę kanapkę w kieszeń i ruszam dalej,bo nic mi więcej nie potrzeba.Kanapka smakuje wybornie i żałuje ,że nie wziąłem dwóch.45 minut czekam aż dojdzie mnie grupa Hipki,Tomek i 4gotten.Tempo się stabilizuje,wychodzi słońce jedzie się doskonale.Czasami wyrywa jeszcze Tomek ,ale o dziwo nikt go nie goni.Nawet nie wiem kiedy traci się Daniel.Gdzieś około 160 km mija nas pierwszy solista.Nasza średnia to około 33km/h Przed Piła na chwilę łączymy się z inną grupą,ale nie udaje się stworzyć większej grupy.W Pile chwilę czekamy na Tomka który ma problemy z oponą.Na trasie do Bydgoszczy miły akcent ,spora grupa kibiców która dopinguje Keto.Przez chwilę poczułem sie jak na Tour de Pologne.Na podjeździe za Wyrzyskiem mijamy Transatlantyka.który nawet nie próbuje siąść na kole .Doświadczony zawodnik wie ,że musi jechać swoim tempem.Do punktu w Kruszyńcu docieramy o 19.30.308 km 10,5 godziny jazdy brutto.Jem dwudaniowy obiad,ubieram ciepłe spodnie zmieniam koszulkę i doładowuje komórkę,myję twarz,bo już ledwo na oczy widziałem.Tutaj dość długa przerwa,mimo tego Tomek nie radzi sobie z oponą.Mówi ,że dojdzie Nas na następnym punkcie.Szanse na to ma...nikłe.Na następne 350 km ruszam wspólnie z Hipkami.Jedziemy szybko,równo,bez-postojowo,długie zmiany,dobra współpraca.W Toruniu punkt marny ,ale trochę Nam zeszło(Tomek dostał bonus). Hipek daje się przekonać i zakłada nogawki.I dalej sprawnie i szybko do Włocławka.Tu bardzo dobry punkt i super klimat dla rowerzystów.Jem ciepły posiłek i zajadam się ciastem,ktoś uzupełnia mi bidon wodą.Kilka osób śpi na polowych łóżkach.To nie dla Nas.Jeszcze tylko składam autograf na arkuszu tektury(lewy górny róg) i ruszamy dalej przez miasto i niestety przejeżdżamy przez kocie łby.Od tego miejsca Hipcia zaczyna trochę cierpieć.Zaczyna padać z początku delikatnie,z czasem jednak deszcz się nasila.Muszę na chwilę się zatrzymać i założyć kurtkę.Jedziemy wolniej,już nie tak płynnie.Staram się dostosować ale ciężko mi to idzie.Mam jeszcze sporo pary.Noc mija szczęśliwie i bez przygód. Zaliczamy Gąbin,Żyrardów.Po 24 godzinach w drodze do Białobrzegów stuka 600,dokładnie 598 km,ale trochę przerywał mi licznik.I tak nie wiem czy mam życiówkę z 6 z przodu czy tylko 598 km.Widząc,że męczę się w grupie Hipek namawia mnie do jazdy za jakimś solistą(tylko oni Nas mijali). Nie idę na taki układ bo raz soliści 2-3 nie rokowali za dobrze a dwa zamokły mi notatki nawigacyjne tego odcinka(a Wax dobrze radził włóż w foliówkę). Ciągle pada.W Białobrzegach ciepła herbata chwila przerwy i dalej w ten deszcz.W końcu wpadamy na siódemkę przed Radomiem.Samochody zapewniają Nam dodatkowy prysznic.Jadę sobie z tyłu i patrzę jak sobie Hipki gaworzą.Trochę im zazdroszczę.Mijamy Radom i tu żegnam moich towarzyszy.Nawigacja do mety jest prosta,tu już poradzę sobie sam.Kilka razy pytałem zanim trafiłem do motelu Moya.Takie są uroki jazdy bez nawigacji .Nie wiadomo czy to już czy jeszcze.W motelu biorę wilgotny przepak ! i szukam wolnego pokoju.Pomaga mi Wax,wszystko zajęte.Zrezygnowany schodzę na dół,żeby zjeść obiad i jechać dalej,ale ktoś schodzi po schodach i wracam.Zwalnia się pokój.Biorę prysznic,zakładam nową koszulkę i spodenki (tylko to było suche+para skarpetek)ładuję komórkę i power bank i schodzę na obiad.O piętnastej jestem gotowy do drogi.Zerkam za okno a tam ściana deszczu.Rozkładam mokre rzeczy i postanawiam się zdrzemnąć.Bez ustawiania budzenia ,kalkulacji ile mi potrzeba, bo od tego mam Anioła Stróża.Śpię 1,45 minut.Zakładam wilgotne skarpety,suche zostawiam na góry,znoszę przepak i o 17 ruszam w dalszą drogę.Wkrótce przestaje padać i na chwilę wychodzi słońce.Zatrzymuje się i błyskawicznie rozbieram do koszulki.Kurtkę i bluzę suszę rozłożone na rowerze.Spodnie schną na mnie.Po godzinie wszystko oprócz skarpetek mam suche.Jestem gotowy na noc i góry.W Ostrowcu Św.trochę dokładam.Spotykam miejscowego szosowca i robię z Nim małą rundę przez centrum.Zamierza startować za dwa lata,więc dzielę się z Nim wrażeniami.Dużo osób wie o tym wyścigu.Migają mi światłami ,czasami trąbią,oglądają się w samochodach.To miłe i sympatyczne,nie jesteśmy anonimowi.Sporo górek na tym odcinku,ale jedzie się dobrze.Nic mi specjalnie nie dolega,tzn.boli wszystko to co ma boleć.Bardzo bałem się tego drugiego dnia i nocy.wydawało mi się ,że jak się zatrzymam to już nie ruszę.Teraz się z tego śmieje.Zapada zmrok,świecą gwiazdy znak że będzie chłodno.Bez kłopotu o 21 20 docieram do p.w Nowej Dębie,tylko raz pytam czy to już czy jeszcze.Jem coś ciepłego,biorę trochę doskonałego ciasta na drogę.Dopytuję D.Śmieję o przejazd przez Rzeszów i zjazd na drogę 886,faktycznie trudno było przeoczyć.Smarują mi łańcuch w międzyczasie uzupełniam wodę w bidonie.I znowu samotnie w noc,pustki.Dopiero w Rzeszowie mijam solistę i na chwilę zatrzymuje się na światłach ,żeby założyć kurtkę bo przelotnie pada.Włączam muzykę,na pierwszy ogień idzie Złota Trąbka-Cisza,idealnie spasowało.Przejazd przez miasto bez-problemy, bez kłopotu znajduje PK.w Boguchwale,wypasiony punkt.Biorę trochę słodyczy uzupełniam wodę i mam jechać dalej ,ale pojawia się Wax z żurkiem no i się skusiłem.Piję tu też pierwszą od 10 dni kawę.Miodzio.Nikt się ze mną nie zabiera i nikt mnie do Nowej Wsi nie wyprzedza.Strasznie dłużył mi się przejazd przez tą wioskę,jechałem parę km i nawet światełka,już myślałem,ze pobłądziłem.I w końcu są strzałki na asfalcie i miłe gosposie.Zajadam się najlepszym ciastem na BBtourze,piję herbatę i na listach widzę ,że niedawno były Hipki.Dopytuję gosposię mówi,że bardzo zmęczeni, no ale kto po 900 km wygląda dobrze.Zbieram się w dalsza drogę,akurat jak wpada Wax.Przed Sanokiem zaczyna się rozjaśniać,droga koszmarna dziura na dziurze.Trochę zajmuje mi przejazd przez miasto ,chyba można było prościej.Za Sanokiem zaczynają się spore ścianki,ale ja się cieszę ,że to podjazdy a nie zjazdy .bo bolą mnie nadgarstki i ciężko utrzymać kierownicę.Podjazdy i zjazdy i tak na zmianę do Ustrzyk.Trudy trasy rekompensują piękne widoki.O 6.40 docieram do Ustrzyk D mijam jednak PK i trochę mija zanim go znajduje.Podbijam się o 7.05.Korzystam z wc biorę kanapkę i zapominam o wodzie i pauzie na endomondo.Startuje pięć minut później,mijając przed punktem CRL.Szybko dochodzę dwójkę która mnie wyprzedziła i walczę z podjazdami.Jeden drugi trzeci ,a w nagrodę czwarty.Zatrzymuje się tylko na chwilę ,żeby zdjąć kurtkę ,bo zaczyna przygrzewać słońce.Mijam kultowa tablicę Ustrzyki G.14 km,a potem banery meta 5km,2 km.O 9.13 melduję się na mecie.Zadowolony i szczęśliwy ,że udało mi się dojechać i zrealizować swoje marzenia,a jednocześnie smutny,że kończy się taka wspaniała impreza.Dokładnie tak czułem.Spotykam Roberta Janika i z całego serca dziękuje mu za to ,że mogłem uczestniczyć w maratonie.Ogrom pracy jaki trzeba włożyć w organizację po prostu poraża.Kawał dobrej roboty.
Miłe chwile.Dekoracja.
Teraz czekam już na koszulkę.
Zakończenie.
Open to nie moja kategoria i następny raz wystartuję solo.Bałem się,że nie poradzę sobie od strony organizacyjnej logistycznej i nawigacyjnej z wiadomych powodów.Słusznie.Punkty były bardzo dobrze zaopatrzone(tylko jeden był słaby) na zimno na ciepło do wyboru do koloru.Nie wydałem nawet złotówki na dożywianie.Zajazd Moya na taką ilość zawodników jest oczywiście za mały.
Podziękowania:
-dla Roberta Janika za organizację-wielka sprawa
-dla wszystkich osób na punktach za bezinteresowną pomoc
-dla wszystkich z którymi jechałem choć chwilę w szczególności dla Hipków i Tomka z którymi jechałem najdłużej
-dla forum podrozerowerowe.info za wszystkie informacje i relacje z których korzystałem przygotowując się do maratonu.
Dolegliwości:
-drętwienie dłoni i przegubów nigdy tego nie doświadczyłem
-lekkie obtarcie lewego pośladka,to wina długich spodni ,ale nie chciałem wymieniać przed BBT
-trochę więcej niż zwykle bolało kolano w lewej krótszej nodze
-trochę drętwiał kark(rzadko jeżdżę w kasku) już przeszło
-mrowienie palców i podbicia w stopach już przeszło
Wyniki:
brutto 48,13
16 miejsce w open
34 w generalce
4 miejsce na forum bezcenne
Oczywiście gratulacje dla wszystkich dziewczyn z forum(mam fotkę z dekoracji Kota w szpilkach)