Maraton Podróżnika,czyli walka z podjazdami.
Brandysówka 4 rano?Widzę przez okno szykującego się do startu Kota.Ja jeszcze mogę pospać.O szóstej śniadanie,ostatnie przygotowania i o ósmej start w pierwszej grupie.Dwanaście osób które ukończyło BBtour plus Gavek.Mocna grupa i trudne zadanie.Pokonać 530 km przeważnie kiepskich dróg,7000 metrów w pionie,nie dać się ponad 30 stopniowemu upałowi,pokonać własne słabości.Sprawny przejazd przez Kraków.Termometry nad drogą pokazują już ponad 30 stopni.W Wieliczce czekamy na pozostałe dwie grupy,w sumie 40 osób spróbuje pokonać najdłuższy dystans.Start ostry od godz.10 Trzy kilkunastosobowe grupki co pięć minut.Ostro poszło i po kilkunastu km zostaje Nas pięciu.Gavek łapie kapcia(wybucha mu dętka) i jadę dalej z Wilkiem,Waxem iTomkiem.W Limanowej uzupełniamy wodę i dojeżdżają Hipki.Zaczyna się pierwszy spory podjazd pod p.Ostrą i znowu zostajemy w czwórkę.Wilk się urywa,goni go Tomek,jakieś 200 m za nimi Wax i ja.W nagrodę długi zjazd.Gnają jak szaleni,ja wyciskam skromne 60km/h.W Krościenku mylę trasę i jadę na Szczawnicę,zawracam i już mam 15km w plecy.Widoki piękne,grzeje niemiłosiernie.Niezwykle malowniczy odcinek Sromowce,Niedzica,Łapszanka.W Łapsze N.obiad u Nowaków spotykam sporą grupkę odjeżdżających maratończyków.I dalej solo na granicę do Jurgowa.Tu drugi błąd skręcam na Łysą Polanę.Na miejscu stwierdzam,że 0.5 euro za półlitrową butekę wody to stanowczo za dużo.Dla mnie wyścig się już skończył.Mam już ponad 30 km w plecy.Myślę o powrocie do Krakowa przez Zakopane.Kolejna 500 nie jest mi potrzebna,plany były inne.Decyduje się jednak wracać na trasę,bo Tatry od słowackiej strony są przepiękne.Było warto.W Sterbskim Plesie mijam zrezygnowanego memorka.O 20.40 melduje się na bufecie dobrych ludzi.Bezinteresownie organizują bufet dla forumowiczów.Makaron,kanapki,ciasteczka mniam :) i ciepła atmosfera.Godne podziwu i naśladowania.Takie rzeczy tylko na forum.Dziękuję.Tu dałem plamę...Puściłem niezłą kaczkę :) Przeżyję.
Przebieram się,montuje oświetlenie i startuje solo pół godziny za sporą grupką która była na bufecie.Po jakimś czasie dochodzi do mnie Przemielony z którym przejadę ponad 250km. Chłopak się przydaje.Około północy padają mi po 3 godzinach! baterie w przedniej lampce.Zwykle starczały na siedem.Zmieniam na zapasowe.Wytrzymują dwie godz.Noc jest ciemna,jazda bez oświetlenia nie jest mi obca,ale tu drogi są kiepskie i musiałbym z godzinę poczekać do świtu.Ciepła noc,jedzie się przyjemnie.Co jakiś czas niebo rozjaśniają błyskawice,strasząc burzą.O czwartej nad ranem dojeżdżamy do granicy.Kończy się woda i szukamy otwartej stacji benzynowej.Udaje się to dopiero w Stryszawie.Chwila przerwy i dokładam kolejne nadprogramowe kaemki.Ze stoickim spokojem zawracam kolejny raz pomimo nawigacji.Na długim podjeździe na Krowiarki mijamy Kota.Wow dziewczyno.Szacun.Kolejny raz udowodniła,że można.Przypomniała mi się lokalna impreza 450 km z 2tys. w pionie.Nikt nie dojechał bo było gorąco:) Zaglądajcie do Kota i uczcie się.Krótki postój na przełeczy.Wysyłam sms-a i pada mi bateria w telefonie(22h)Zwykle endo z powerbankiem starczało mi na ponad 30 godz.Taki dzień! I w dół.Przemek szaleje na zjazdach.Prawdziwy kamikadze.Ja spokojnie z rozsądkiem ,no i szkoda mi Kubusia.Na przełęczy makowskiej zdejmuje ciepłe ciuchy.Zaczyna prażyć słońce.Przemek przechodzi kryzys.Motywuje go na ile potrafię,ale niewiele to daje.Brakuje mu sił i doświadczenia.W końcówce przed Nawojową Górą odjeżdżam,bo chce zajrzeć w dolinkę w której nie byłem.W m. Dubie skręcam na Żary.Dojeżdżam do tablicy ślepa uliczka i pytam miejscowych o asfalt do d.szklarki.Jest droga ,ale nie na szosę.Z powrotem do Dubia,przez Łazy do Brandysówki.Kończę tuż przed dwunastą.Pamiątkowy medal ,prysznic i szykuje się do powrotu rowerem do Częstochowy.Nie udaje się.Czeka na mnie hansglopke.Kolejny dobry duszek.Jakimś cudem się nie rozminęliśmy.Nawet 600-tki nie udaje się przejechać :) Taki dzień.Dziękuję.
Bardzo udana impreza.Piekielnie trudna trasa,kiepskie drogi i ten upał.Było kilka odcinków niebezpiecznych,dla samobójców.Na szczęście nikomu nic się nie stało.Większość osób jednak ukończyło trasę.Organizacja wzorowa i mnóstwo ciepłych osób.
Smaczki:
Hipcia ciągnąca 5 chłopa pod górę
Pojechałeś na Szczawnicę!To skoczyłeś po gminy?
Kot przed Krowiarkami: k...wa mam już dość :)
Bardzo dobrze mi się jechało.Upał dokuczał,ale nie tak strasznie.Najgorzej cierpiały stopy.Czułem jak by ktoś je żywcem przypiekał.Co jakiś czas się wypinałem i to pomagało.Tak od 18 na Słowacji to już było super.Żaden podjazd mnie nie złamał.Najgorzej wjeżdżało mi się gdzieś w okolicach Hałuszowej.
Pewnie jeszcze coś napiszę.....