MRDP, czyli szlakiem Biedronek i tysiąca i jednej dziury.

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kategoria Maratony.
MRDP II
Lubaczów - Radymno - Ustrzyki Górne - Nowy Żmigród - Banica - Muszyna -Stary Sącz - Jurgów.
Budzę się skoro świt. Kark dalej pobolewa, ale mogę nim skręcać ciut więcej niż wczoraj. Przebieram się w nowe ciuchy, wyrzucam stare skarpety, jem ciepłe zupkowe śniadanie :)  Mały przepak, smarowanie łańcucha i w międzyczasie odpalam garmina. Po 6 jestem gotowy do drogi. Dojeżdżam do trasy i wyłącza się garmin. Zmieniam baterie i nic, nie ma śladu. Pokazuje się tylko ślad dojazdu. Resetuje go kilka razy, wysuwam i wsuwam ponownie kartę pamięci i nic. Próbuje ustalić przyczynę i ogarnąć temat. Cały czas stoję na skrzyżowaniu i podchodzi do mnie starsza pani. Mówi , że obserwuje mnie od samego rana. Co się stało i czemu tak macham tymi rękoma? :)  Mówię , że mam problem z nawigacją i zastanawiam się co zrobić. Zaprasza mnie do siebie na herbatę i mogę się tu trochę ogrzać. Częstuje swojskimi pomidorami i ogórkami domowej roboty. To było bardzo miłe i sympatyczne. Dziękuję.
Pada na kartę. Trzeba wymienić i wgrać na nowo pliki. Kartę kupuję w Media, a pliki próbuje wgrać w miejskiej bibliotece. Nie za bardzo ogarniam kompa w tej bibliotece i nie wiem czy zrobiłem to poprawnie. Już w domu okaże się, że zabrałem ze sobą trzy robale :) W każdym razie garmin nie czyta nowej karty, ale odpalam na raty starą. Postanawiam na razie jechać, a w Przemyślu ostatnim cywilizowanym miejscu przed Bieszczadami spróbować jeszcze raz. W rynku szukając serwisu rowerowego wpadam do apteki. Altaziaja przynosi chwilową ulgę na kark. W serwisie przyjmują mnie życzliwie. Próbuje tu ponownie przenieść pliki na kartę i nic. Wychodzi, że to problem z połączeniem z garminem, a nie z kartą. Zostaje więc przy starej karcie i garminie który w każdej chwili może strzelić focha. Pół dnia w plecy, to już są spore straty. Po 17-tej z duszą na ramieniu i pełen obaw opuszczam przepiękny Przemyśl. W Ustrzykach D. robię zakupy na noc. Pod sklepem mnóstwo natrętnych lokalsów oferuje alkohol i papierosy. Nie mogę w spokoju zjeść:ustawia się kolejka i każdy musi zapytać czy czegoś nie potrzebuje? W końcu bluzgi i dają spokój. Inaczej się nie da. Pk12 pod Caryńską o 23-ej. Wychodzi, że od rana przejechałem 160 km, pocieszam się, że teraz będzie tylko lepiej. Po północy zatrzymuję się na szczycie podjazdu, coś ociera o obręcz. Robię kilka kółeczek w lewo , prawo, coś tam poprawiam i wychodzi , że jest dobrze. Stoję na środku drogi otoczony lasem zadupie totalne, patrzę przed siebie potem do tyłu i widoki podobne. Ha kurna do przodu,czy do tyłu? Zerkam na kompas, no ale tu pełno serpentyn, odpalam telefon-brak zasięgu. Ha jak nie wiesz co zrobić: to najlepiej zapytać kogoś o drogę:) No i jedzie babka samochodem, zatrzymuje się: jedzie pani z Ustrzyk? Tak. Nie za zimno na rower? Bywało gorzej. Ha ha to był jedyny samochód jaki mijał mnie w nocy w Bieszczadach :) Cisza,spokój, rześkie powietrze i temp.3-5 stopni takie to luksusy miałem na beskidzkiej pętli. Nad ranem minąłem zadowolonego i uśmiechniętego wielkiego podróżnika Emesa :)  W Nowym Żmigrodzie zakupy i śniadanie w wiadomym sklepie (13,95 zł to nie był rekord) i tu niestety stwierdzam, że wcięło mi buteleczkę smaru i trzeba gdzieś wstąpić po drodze. No i niespodzianka podjeżdża Tomek, znak,że nie tylko ja mam problemy. W drodze do Gorlic mijam walczącego z folią NRC Wigora, niesamowicie walczącego Roberta z BS ( pozycje na rowerze ma w kształcie półksiężyca), a tuż przed wjazdem do miasta zjeżdżającą na stacje Orlen Hipcię!? Niespodzianka. Zjeżdżam na chwilę do serwisu rowerowego, czyszczę napęd i smaruje łańcuch. Robi się piękna słoneczna pogoda, nóżka podaje, a ja zaczynam skakać po tych hopkach. Góry to jest to coś wspaniałego, podjazdy zjazdy i niesamowite widoki. Lekko i przyjemnie to idzie, na sporym luzie, ładuje baterie i cieszę się jazdą. Zaliczam pk w Banicy, Muszynie, Starym Sączu. Nocleg planuje w Jurgowie, ale jak pójdzie źle to dociągnę do Głodówki. Komfortowa sytuacja. Przed Krościenkiem nad Dunajcem psuje się pogoda zaczyna tradycyjnie mocno dmuchać i mocno padać. Tu ostatni raz mija mnie Tomek, za kilkanaście godzin wycofa się z wyścigu. Wielka szkoda i żal. Kilkanaście km. dalej na podjeździe pod Hałuszową mijam radosnego, beztroskiego Hipka, jedzie i pisze sms-y na smartfonie:)  Dla mnie to wyższa szkoła jazdy. Czy to bliskość noclegu, czy obecność Hipka sprawia,że podjazd robię najlepiej w historii stravy. Zjazd do Niedzicy, a później zakupy w Łapszach i na deser z całym majdanem Łapszanka. O 21.30 melduje się w Jurgowie. To był piękny i pełen wrażeń dzień.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!