Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:3445.24 km (w terenie 22.80 km; 0.66%)
Czas w ruchu:138:09
Średnia prędkość:24.77 km/h
Maksymalna prędkość:67.20 km/h
Suma podjazdów:27200 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:344.52 km i 15h 21m
Więcej statystyk

Krokusy za dychę.

Poniedziałek, 10 kwietnia 2017 · Komentarze(6)
Cz-wa-Lubsza-Sośnica-Sączów-Będzin-Imielin-Polanka Wlk.-Wadowice-Krzeszów-Zawoja-Jabłonka-Siwa Polana-Polana Chochołowska-Jabłonka -Zawoja-Krzeszów-Wadowice-Płaza-Piła Kościelecka-Olkusz-Zawiercie-Cz-wa

Tydzień temu Synek przysłał zdjęcia z Doliny Chochołowskiej,jedna dziołcha z BS tez się pochwaliła i już cały chory byłem.Budzik nastawiony na 3.15 ale budzę się już o 1.40.Końskie śniadanie to jest trochę "owsa" z mlekiem,dwie kromeczki razowego chleba z białym serkiem i na koniec kawa i kilka zbożowych ciasteczek.Koszulka termo,nogawki ,krótki strój,rękawiczki, a na wierzch kurteczka Endury.Temperatura około 2 stopni i w miarę komfortowo,tylko w palce u nóg trochę podszczypuje.Trasa przez Śląsk żeby nóg przed górami za bardzo nie zmęczyć.Jasna noc ,księżyc w pełni, ruch na drogach niewielki.Świt zastaje mnie w Imielinie,zerkam na termometr 2,8 stopnia.Dalej Oświęcim i klimatyczną trasą przez Polankę Wlk.,Przybradz.Wadowice 7.50 słoneczko mocno przygrzewa i kurteczka ląduje w podsiodłówce.Zaczynają się podjazdy i pierwsze wspaniałe widoki.Z Krzeszowa panoramka na ośnieżona Babią Górę,a później podjazd na Krowiarki z cudnymi widokami.Z Jabłonki otwiera się nowa perspektywa na Tatry.Ładnie,wspaniale tylko wiatrzysko z południa dokucza.Mija już południe jak wjeżdżam na Siwą Polanę.Tutaj niemiła niespodzianka.Oprócz opłaty za wejście do TPN pobierają 5 zł za wjazd rowerem.Przymierzają się podobno do opłat za wejście w butach, każdy obuty turysta opłata:) Za co ta opłata i czy to jest zgodne z prawem!?Totalne przegięcie.Teraz trzeba się wtelepać na Polanę Chochołowską.Większość trasy sprawnie ,ostatnie 2 km błotnisto ,ślisko na tych kamolach po ostatnich opadach śniegu.Widoki bajeczne.Ośnieżone szczyty,rześkie powietrze i całkiem sporo krokusów na polanie.Mógłbym tu zostać na wieki:) 24 stopnie w słońcu strasznie rozleniwia.Kilka fotek kanapeczka i dzwonki w głowie "w nocy załamanie pogody trzeba wracać". Do Wadowic tą samą trasą z krótka przerwą w Stryszawie na zakup mleka i wafli ryżowych.Z Wadowic kieruje się drogą przez Jurę,niby trochę górek ale dobra sprawdzona droga.Przed północą jestem na miejscu.Zadowolony, szczęśliwy,pogoda dopisała,mnóstwo wrażeń i przepięknych widoków.W maju pewnie Tatry z drugiej strony.Nie trzeba będzie płacić.
PS.Są i fotki.Trzy ostatnie były zrobione tydzień wcześniej.

BBTour 2014 czyli spełnienie rowerowych marzeń.

Sobota, 23 sierpnia 2014 · Komentarze(7)
Wstęp.
O BBT pierwszy raz usłyszałem 3 lata temu.W 2012 roku zaliczyłem pierwszą pięćsetkę i ponieważ nie było źle zacząłem poważnie myśleć o starcie w ultramaratonie.Zacząłem zbierać informacje o tym wyścigu i tak wpadłem na relacje Waxmunda,Wilka,Transatlantyka...a później trafiłem na wiadome forum i wszystko stało się prostsze.Niebieska koszulka za ukończenie wyścigu to było moje marzenie,wyróżnik w rowerowym światku,coś co nie każdy może zdobyć.W 2013 roku przejechałem kilkanaście tys.km głównie po asfalcie,wydłużyłem dystanse,ograniczyłem postoje,sporo jeździłem nocą.Plan na 2014 rok był prosty:nie zgubić formy zimą,jeździć jak najwięcej dłuższych dystansów i górek,zrobić kwalifikacje do BBTour.Zakładałem też od wiosny trzymać się w 10 BS.Nie był to jakiś profesjonalny trening,ale uznałem,że jak rzecze Wilk wystarczy jeździć.Łagodna zima mi sprzyjała(z reguły nie jeżdzę zbyt wiele zimą)sporo km nabiłem.Od marca codziennie 40km do pracy w każdych warunkach,co wprawiało kolegów w podziw,osłupienie, a niektórzy pukali się w czoło.W weekendy dłuższe trasy powyżej 300 km i oczywiście sporo jazdy nocą.Dużo nie ważę,ale przed MP zszedłem do 66 kg.Obawiałem się tej kwalifikacji(dla mnie za wcześnie),ale to była lajtowa 500 i już przyzwoita forma.Przetarłem się jeszcze w Radlinie,a w lipcu prawie udało mi się zrobić solo 600 w dobę.
Przed startem.
W pociągu "Sukiennice" do Świnoujścia już spora grupka rowerzystów.Dosiadam się do Waxa który przekazuje mi mnóstwo cennych informacji.Utkwiła mi w pamięci jedna uwaga- "Wy debiutanci macie dobrze,nie wiecie co Was czeka"Nasłuchałem się też sporo historii z poprzednich edycji mniej lub bardziej prawdopodobnych.Na miejscu odbieram pakiet startowy,zwiedzam miasto,spędzam trochę czasu nad morzem.W piątek uczestniczę w odprawie tech.,a później w pierwszej w życiu masie krytycznej,Śpię doskonale.W sobotę o ósmej przeprawiam się promem na start.Zdaje rzeczy na metę i na DPK,podpisuję listę.Widzę jak o 8-30 stratuje Transatlantyk.Wchodzę na rampę promu,a tam już cała ekipa: 4gotten, Eranis, Djtronik, Olo, Wąski, Tomek,Keto,Hipki,CRL. Yoshko (jako obsługa techniczna)montuje gps.Największe wrażenie na mnie robi Kot.Taka drobinka w tej różowej kurteczce.Już w debiucie ,porywa się na pokonanie trasy w kategorii solo.Całkowicie mnie zaskoczyła.

Start z rampy promu Bielik.
Maraton.
Startuje o godz.9.00 w sześcioosobowej grupce z Keto i Crl.Jest chłodno,pochmurno i dość mocno wieje wiatr z boku.Na opłotkach miasta na trasę wpuszcza Nas policja.Od początku dość mocne tempo,ale bez napinki.Mijamy sporo osób z poprzednich grup.Ku mojemu zdziwieniu traci się Keto.Po cichu liczyłem,że to z Nim i Crl utworzymy jakiś peletonik.Do Płotów dojeżdżamy w szóstkę.Ja wpadam na punkt, chcę mieć pamiątkę w książeczce,koledzy jadą dalej.Biorę dwie drożdżówki uzupełniam bidon, niestety nie dostaje pieczątki.Wpadają Hipki,miga mi Turysta.Lecę dalej sam.Po chwili doganiają mnie HIpki,Tomek,4gotten.Ja spokojnie wyciągam drugą drożdżówkę i wtedy kąsa mnie osa, oczywiście w nogę prawą łydkę,co zapewnia mi dodatkowe atrakcje do końca maratonu Grupa ciśnie niesamowicie.Najgorsze zmiany daję Tomek 35-40 km/h,z przodu szaleje też Daniel,później przyznał się ,że nie działał mu licznik.Prędkość mi nie przeszkadza,przeszkadza mi rwane tempo.Trzymam się z tyłu raz bliżej raz dalej,ale równiutko i czekam aż szosowcy się wyszaleją.Na punkt w Drawsku Pomorskim wpadam chwilę po grupie.Jest tu sporo osób.Podbijam się biorę kanapkę w kieszeń i ruszam dalej,bo nic mi więcej nie potrzeba.Kanapka smakuje wybornie i żałuje ,że nie wziąłem dwóch.45 minut czekam aż dojdzie mnie grupa Hipki,Tomek i 4gotten.Tempo się stabilizuje,wychodzi słońce jedzie się doskonale.Czasami wyrywa jeszcze Tomek ,ale o dziwo nikt go nie goni.Nawet nie wiem kiedy traci się Daniel.Gdzieś około 160 km mija nas pierwszy solista.Nasza średnia to około 33km/h Przed Piła na chwilę łączymy się z inną grupą,ale nie udaje się stworzyć większej grupy.W Pile chwilę czekamy na Tomka który ma problemy z oponą.Na trasie do Bydgoszczy miły akcent ,spora grupa kibiców która dopinguje Keto.Przez chwilę poczułem sie jak na Tour de Pologne.Na podjeździe za Wyrzyskiem mijamy Transatlantyka.który nawet nie próbuje siąść na kole .Doświadczony zawodnik wie ,że musi jechać swoim tempem.Do punktu w Kruszyńcu docieramy o 19.30.308 km 10,5 godziny jazdy brutto.Jem dwudaniowy obiad,ubieram ciepłe spodnie zmieniam koszulkę i doładowuje komórkę,myję twarz,bo już ledwo na oczy widziałem.Tutaj dość długa przerwa,mimo tego Tomek nie radzi sobie z oponą.Mówi ,że dojdzie Nas na następnym punkcie.Szanse na to ma...nikłe.Na następne 350 km ruszam wspólnie z Hipkami.Jedziemy szybko,równo,bez-postojowo,długie zmiany,dobra współpraca.W Toruniu punkt marny ,ale trochę Nam zeszło(Tomek dostał bonus). Hipek daje się przekonać i zakłada nogawki.I dalej sprawnie i szybko do Włocławka.Tu bardzo dobry punkt i super klimat dla rowerzystów.Jem ciepły posiłek i zajadam się ciastem,ktoś uzupełnia mi bidon wodą.Kilka osób śpi na polowych łóżkach.To nie dla Nas.Jeszcze tylko składam autograf na arkuszu tektury(lewy górny róg) i ruszamy dalej przez miasto i niestety przejeżdżamy przez kocie łby.Od tego miejsca Hipcia zaczyna trochę cierpieć.Zaczyna padać z początku delikatnie,z czasem jednak deszcz się nasila.Muszę na chwilę się zatrzymać i założyć kurtkę.Jedziemy wolniej,już nie tak płynnie.Staram się dostosować ale ciężko mi to idzie.Mam jeszcze sporo pary.Noc mija szczęśliwie i bez przygód. Zaliczamy Gąbin,Żyrardów.Po 24 godzinach w drodze do Białobrzegów stuka 600,dokładnie 598 km,ale trochę przerywał mi licznik.I tak nie wiem czy mam życiówkę z 6 z przodu czy tylko 598 km.Widząc,że męczę się w grupie Hipek namawia mnie do jazdy za jakimś solistą(tylko oni Nas mijali). Nie idę na taki układ bo raz soliści 2-3 nie rokowali za dobrze a dwa zamokły mi notatki nawigacyjne tego odcinka(a Wax dobrze radził włóż w foliówkę). Ciągle pada.W Białobrzegach ciepła herbata chwila przerwy i dalej w ten deszcz.W końcu wpadamy na siódemkę przed Radomiem.Samochody zapewniają Nam dodatkowy prysznic.Jadę sobie z tyłu i patrzę jak sobie Hipki gaworzą.Trochę im zazdroszczę.Mijamy Radom i tu żegnam moich towarzyszy.Nawigacja do mety jest prosta,tu już poradzę sobie sam.Kilka razy pytałem zanim trafiłem do motelu Moya.Takie są uroki jazdy bez nawigacji .Nie wiadomo czy to już czy jeszcze.W motelu biorę wilgotny przepak ! i szukam wolnego pokoju.Pomaga mi Wax,wszystko zajęte.Zrezygnowany schodzę na dół,żeby zjeść obiad i jechać dalej,ale ktoś schodzi po schodach i wracam.Zwalnia się pokój.Biorę prysznic,zakładam nową koszulkę i spodenki (tylko to było suche+para skarpetek)ładuję komórkę i power bank i schodzę na obiad.O piętnastej jestem gotowy do drogi.Zerkam za okno a tam ściana deszczu.Rozkładam mokre rzeczy i postanawiam się zdrzemnąć.Bez ustawiania budzenia ,kalkulacji ile mi potrzeba, bo od tego mam Anioła Stróża.Śpię 1,45 minut.Zakładam wilgotne skarpety,suche zostawiam na góry,znoszę przepak i o 17 ruszam w dalszą drogę.Wkrótce przestaje padać i na chwilę wychodzi słońce.Zatrzymuje się i błyskawicznie rozbieram do koszulki.Kurtkę i bluzę suszę rozłożone na rowerze.Spodnie schną na mnie.Po godzinie wszystko oprócz skarpetek mam suche.Jestem gotowy na noc i góry.W Ostrowcu Św.trochę dokładam.Spotykam miejscowego szosowca i robię z Nim małą rundę przez centrum.Zamierza startować za dwa lata,więc dzielę się z Nim wrażeniami.Dużo osób wie o tym wyścigu.Migają mi światłami ,czasami trąbią,oglądają się w samochodach.To miłe i sympatyczne,nie jesteśmy anonimowi.Sporo górek na tym odcinku,ale jedzie się dobrze.Nic mi specjalnie nie dolega,tzn.boli wszystko to co ma boleć.Bardzo bałem się tego drugiego dnia i nocy.wydawało mi się ,że jak się zatrzymam to już nie ruszę.Teraz się z tego śmieje.Zapada zmrok,świecą gwiazdy znak że będzie chłodno.Bez kłopotu o 21 20 docieram do p.w Nowej Dębie,tylko raz pytam czy to już czy jeszcze.Jem coś ciepłego,biorę trochę doskonałego ciasta na drogę.Dopytuję D.Śmieję o przejazd przez Rzeszów i zjazd na drogę 886,faktycznie trudno było przeoczyć.Smarują mi łańcuch w międzyczasie uzupełniam wodę w bidonie.I znowu samotnie w noc,pustki.Dopiero w Rzeszowie mijam solistę i na chwilę zatrzymuje się na światłach ,żeby założyć kurtkę bo przelotnie pada.Włączam muzykę,na pierwszy ogień idzie Złota Trąbka-Cisza,idealnie spasowało.Przejazd przez miasto bez-problemy, bez kłopotu znajduje PK.w Boguchwale,wypasiony punkt.Biorę trochę słodyczy uzupełniam wodę i mam jechać dalej ,ale pojawia się Wax z żurkiem no i się skusiłem.Piję tu też pierwszą od 10 dni kawę.Miodzio.Nikt się ze mną nie zabiera i nikt mnie do Nowej Wsi nie wyprzedza.Strasznie dłużył mi się przejazd przez tą wioskę,jechałem parę km i nawet światełka,już myślałem,ze pobłądziłem.I w końcu są strzałki na asfalcie i miłe gosposie.Zajadam się najlepszym ciastem na BBtourze,piję herbatę i na listach widzę ,że niedawno były Hipki.Dopytuję gosposię mówi,że bardzo zmęczeni, no ale kto po 900 km wygląda dobrze.Zbieram się w dalsza drogę,akurat jak wpada Wax.Przed Sanokiem zaczyna się rozjaśniać,droga koszmarna dziura na dziurze.Trochę zajmuje mi przejazd przez miasto ,chyba można było prościej.Za Sanokiem zaczynają się spore ścianki,ale ja się cieszę ,że to podjazdy a nie zjazdy .bo bolą mnie nadgarstki i ciężko utrzymać kierownicę.Podjazdy i zjazdy i tak na zmianę do Ustrzyk.Trudy trasy rekompensują piękne widoki.O 6.40 docieram do Ustrzyk D mijam jednak PK i trochę mija zanim go znajduje.Podbijam się o 7.05.Korzystam z wc biorę kanapkę i zapominam o wodzie i pauzie na endomondo.Startuje pięć minut później,mijając przed punktem CRL.Szybko dochodzę dwójkę która mnie wyprzedziła i walczę z podjazdami.Jeden drugi trzeci ,a w nagrodę czwarty.Zatrzymuje się tylko na chwilę ,żeby zdjąć kurtkę ,bo zaczyna przygrzewać słońce.Mijam kultowa tablicę Ustrzyki G.14 km,a potem banery meta 5km,2 km.O 9.13 melduję się na mecie.Zadowolony i szczęśliwy ,że udało mi się dojechać i zrealizować swoje marzenia,a jednocześnie smutny,że kończy się taka wspaniała impreza.Dokładnie tak czułem.Spotykam Roberta Janika i z całego serca dziękuje mu za to ,że mogłem uczestniczyć w maratonie.Ogrom pracy jaki trzeba włożyć w organizację po prostu poraża.Kawał dobrej roboty.

Miłe chwile.Dekoracja.
Teraz czekam już na koszulkę.
Zakończenie.
Open to nie moja kategoria i następny raz wystartuję solo.Bałem się,że nie poradzę sobie od strony organizacyjnej logistycznej i nawigacyjnej z wiadomych powodów.Słusznie.Punkty były bardzo dobrze zaopatrzone(tylko jeden był słaby) na zimno na ciepło do wyboru do koloru.Nie wydałem nawet złotówki na dożywianie.Zajazd Moya na taką ilość zawodników jest oczywiście za mały.
Podziękowania:
-dla Roberta Janika za organizację-wielka sprawa
-dla wszystkich osób na punktach za bezinteresowną pomoc
-dla wszystkich z którymi jechałem choć chwilę w szczególności dla Hipków i Tomka z którymi jechałem najdłużej
-dla forum podrozerowerowe.info za wszystkie informacje i relacje z których korzystałem przygotowując się do maratonu.
Dolegliwości:
-drętwienie dłoni i przegubów nigdy tego nie doświadczyłem
-lekkie obtarcie lewego pośladka,to wina długich spodni ,ale nie chciałem wymieniać przed BBT
-trochę więcej niż zwykle bolało kolano w lewej krótszej nodze
-trochę drętwiał kark(rzadko jeżdżę w kasku) już przeszło
-mrowienie palców i podbicia w stopach już przeszło
Wyniki:
brutto 48,13
16 miejsce w open
34 w generalce
4 miejsce na forum bezcenne
Oczywiście gratulacje dla wszystkich dziewczyn z forum(mam fotkę z dekoracji Kota w szpilkach)

Pradziad.

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(10)

Góry od wieków przyciągają ludzi.Dla mnie są niczym magnes,lubię tam przebywać i czuje się tam jak w domu.I najważniejsze nie mam daleko.
Wieczorem szykuje wszystko,żeby rano nie tracić czasu.Cały tydzień śpię tylko po pięć godzin i z piątku na sobotę zaszalałem.Śpię całe sześć godzin.Szybkie śniadanie i przed szóstą ruszam.Po 20 km niemiła niespodzianka.Zaczyna intensywnie padać.Znajduje schronienie na przystanku i muszę przeczekać deszcz.Tracę 1,5 h. i już na starcie jestem 40 km w plecy.Jadę dalej ,ale myślę nad zastępczą trasą.Niebo z zachodu zaczyna się przejaśniać,przebija się słońce.Noga dobrze podaje 30-40km na liczniku,wiatr we włosach i to decyduje żeby kręcić dalej.W Tarnowskich Górach jest już sucho,tu w ogóle nie padało.Szybko przebijam się przez Śląsk.Odbijam na Sośnicowice i trasą 919 kieruję się na Racibórz.Piękna droga,ruch znikomy cały czas jadę otoczony lasami.Około 12 przekraczam wirtualną granicę w Pietraszynie.Ot byłem w Polsce jestem w Czechach,żadnych szlabanów kontroli
Przejście graniczne w Pietraszynie.
  • Mijany rowerzysta pokazuje mi sklepy w Sudicach.Niestety już zamknięte.Pierwszy czynny do 11 drugi do 12.Pól tabliczki czekolady, jabłko i śmigamy dalej.Są tu doskonałe drogi,bardzo dobry asfalt(chyba mieszanka asfaltu i betonu),dwukrotnie szersze od naszych i świetnie oznaczone Wiadomo gdzie jedziemy,a dodatkowo co kilometr tabliczki ile jeszcze do celu..Znikomy ruch,a kierowcy wyprzedzają na mile.Ładne widoki,czyste powietrze.Czuć różnice.W Opawie robię zakupy w supermarkecie.Złotówek nie przyjmują,ale można płacić kartą.Daniel3ttt radził zabrać kartę i tak zrobiłem.Kupuję mleko,dwie paczki ciastek,tylko dwa banany bo marne i dwie bułki ,trzy paluchy.Razem 77 koron(bank przeliczył 12,45 zł).Marzy mi się biały ser,ale muszę odpuścić,bo nie wziąłem zapięcia do roweru.Oszczędzam tylko jedną paczkę ciastek i ruszam na Bruntal.Widok na Pradziada,jakieś 5 km przed m.Bruntal.
  • Tu masakruje mnie wiatr.37 km pokonuje w ponad dwie godziny.Bałem się tej drogi nr.11,ale jest tu pobocze techniczne.Dookoła piękne widoki.sporo podjazdów.Nie są zbyt strome,ale długie.Myślę ,że w normalnych warunkach większość można  zrobić na blacie.Świetnie jest tu wszystko oznaczone.Tylko raz upewniam się że dobrze jadę.W Bruntalu skręcam na drogę 452 i kieruję się na Andelską Horę.Tu skręcam z głównej drogi i koło zajazdu zaczynam podjazd pod Pradziada.Najpierw z 200 metrów w górę,potem z 300 w dół.Później już tylko w górę. Nie jest daleko około 8km,ale muszę wznieść się z 640 m na prawie 1500m :)Droga jest asfaltowa,zupełnie przyzwoita,miejscami tylko na poboczu zalega sporo piachu i żwiru.Większość podjazdu na średniej tarczy,a później(pierwszy raz od niepamiętnych czasów) wrzucam kołowrotek.Taki niby kołowrotek,bo z tyłu tylko 19-23.Cały podjazd robię za jednym razem.Nie jest specjalnie ciężko,ale monotonnie i nudno.Droga cały czas w lesie,żadnych widoków.Spory ruch tyle że w dół i ciągłe "Ahoj"Parking Przed Pradziadem.
  • Prawie na miejscu
  • Jakieś 200 metrów przed szczytem kończy się las i można zacząć podziwiać widoki.Widoczki.
  • Na szczycie robię fotki,uzupełniam kalorie,ubieram kurtkę i szykuje się do zjazdu.Już prawie 19-ta.Pustki,strasznie wieje i całe towarzystwo siedzi w schronisku.Mam jednak farta.Wjeżdża szosowiec i robi mi kilka fotek.Zjazd bez historii.Ręce na hamulcach i bezpieczne 30-40 km-na godzinę.Kilkaset metrów niżej na parkingu muszę jednak odpuścić na 10-15 minut i reanimować ręce.Wracam do Andelskiej Hory i tu kieruje się na Vbrno.Robię taką małą nawigacyjną pomyłkę i dojeżdżam do miasta ,a powinienem skręcić 5 km wcześniej.Dalej na Krnov,Głubczyce.Około 22 przekraczam granicę w Pietrowicach.Telepie się po tych naszych kiepskich wąskich,żle o znaczonych drogach.Różnica jest kolosalna.Spada ciśnienie,robi się sennie.Koło północy i tak z trzy godziny zaczyna mocno padać,ale nie robi to na mnie wrażenia bo jest ciepło.Zatrzymuje się tylko raz.Uzupełniam wodę w bidonie i przekładam ciastka i połowę czekolady do kieszonek.Po piątej rano jestem na miejscu.Zdecydowanie najlepsza tegoroczna wycieczka.Sporo wrażeń i przeżyć.Szkoda tylko ,że ciągle mało czasu na więcej.

Malowana wieś.

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Zainspirował mnie Waxmund.To u Niego pierwszy raz zobaczyłem fotki tej wioski.Uwielbiam stare chatki,skanseny i postanowiłem sie tam wybrać.Wycieczkę zaplanowałem na Wielkanoc.Miało wyjśc 350 km i chciałem wrócić jeszcze tego samego dnia.Zaczynam po wszystkich świątecznych obrządkach,po godz 9 rano.Liczę ,że dziś nie będzie dmuchało tak jak poprzedniego dnia.Do Zawiercia jedzie się w miarę,tracę niewiele,ale w Rodakach skręcam na wschód i tu już wiatrzysko 40-60 km/h robi co chce.Teren jest pagórkowaty i lepiej robi się podjazdy niż jedzie na odsłoniętym terenie.Czas umilają piękne wiosenne krajobrazy.Włączam muzykę,ale w słuchawkach hula wiatr.Do Opatowca nad Wisłą docieram po 16 osiągając kosmiczną śr.poniżej 23 km.Zalipie 10km za rzeką.I tu pierwsza niespodzianka promy dziś nie kursują.

Nieczynny prom w Opatowcu.
Robię kółko na most w Koszycach i przeprawiam się na drugą stronę Wisły.Rozpytuje miejscowych jak dojechać do Zalipia.Wersje są dwie:jedna mówi o 20 km,druga o 50km.Obie są prawdziwe :). Niuansy wyjaśnia mi sympatyczny chłopak i jego mama.Okazuje się ,że jest jeszcze jeden prom przez Dunajec i to skraca drogę.Objazd mostami przez Żabno to ponad 50 km.Dostaje bardzo kuszącą propozycje gościny i noclegu("po nocy będziesz wracał do Cz-wy","w takiej cienkiej bluzeczce" :) Jest 18 i postanawiam jednak powalczyć.Do Zalipia docieram około 20.Zmierzcha.
Zdjęcia będą marne,ale chatki są oświetlone i można wszystko obejrzeć.Stara architektura miesza się tu z nową.Pomalowane są drzewa,płoty.

Dom malarek
Fajne klimaty.Trochę mi schodzi na zwiedzaniu.Później przebijam się plątaniną dróg,ścieżek,kanałów,mostów z powrotem do Koszyc.Na stacji kupuję picie,ciastka i czekoladę.Płacę kosmiczne pieniądze,ale nie mam wyjścia.Już 300 na liczniku,a do domu 170km.Ruszam koło północy.Nie jest bardzo zimno jedzie się dobrze.Oświetlone miasta,rozgwieżdżone niebo i mgiełki.Zapasowe skarpetki wykorzystuje jako rękawiczki.W Brzesku łapie gumę i zostają tylko łatki.Koło dostaje lekkiego bicia,ale nie jestem w stanie na to nic poradzić.Na śniadanie jem wczorajszy obiad.Z pokorą przyjmuje wyniki.Z pogodą się nie wygra.Co Nas nie zabije,to Nas wzmocni.

Ojców.

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Pierwsza w tym roku dłuższa wycieczka.Z reguły sezon otwieram wypadem do Wadowic,ale w tym roku zaplanowałem pętle beskidzką i trasy niepotrzebnie by się zdublowały.Ojców uwielbiam.Ma to miejsce jakiś niesamowity klimat i magię.Czas zatrzymał sie tu na chwilę i to sprawia,że można się tu wyciszyć i odpocząć.Co roku wpadam tu jesienią na dwa trzy dni i ładuję akumulatory na cały rok.Wyjątkowo w tym roku dało się przejeździć całą zimę i nie stracić nic z formy.Niestety nie udało się nic przytyć.Było też trochę czasu na przygotowanie roweru do bieżącego wyjątkowego sezonu.Już prawie wszystko zapięte na ostatni guzik.
Sama trasa standardowa,droga 791,od Olkusza kawałek 94 i odbicie na Skałę.Powrót przez Wolbrom ,Pilicę,Włodowice.Pogoda dopisała.Jechało się doskonale.Do Ojcowa średnia prawie 30km/h.Na powrocie przeszkadzał bardzo silny wiatr i oczywiście tempo spało.Dość powiedzieć,że zjazd ze Smolenia do Pilicy pokonuje z prędkością 60km/h.Tym razem nie wpadła nawet 4 z przodu.Ciekawa sprawa.Poprzedni gps pokazywał na tej trasie 3000m przewyższeń,obecny tylko 1700m.Całkiem spora różnica.




Polowanie.

Sobota, 16 listopada 2013 · Komentarze(0)
Trafiła się dziś wyjątkowa okazja zobaczenia na żywo super pędziwiatra.Na CMK-ej pomiędzy Włodowską Górą a Szczekocinami zaplanowano testy szybkości Pendolino i ja oczywiście postanowiłem to wykorzystać.Taka swoista loteria;czy na pewno będzie ,czy uda się go zobaczyć i czy uda się strzelić fotkę.Do odważnych świat należy i uznałem ,że gra jest warta świeczki.Przez Siedlec(wiadomo Dupka),Czatachową(nie przyzwyczaje się do tych autostrad),obok zameczków przez Zdów docieram do magistrali.

Bobolice.Pustki.
Ten odcinek nie za bardzo się nadaje i robię kółeczko dookoła Góry Zborów do wiaduktu w Rzędkowicach.Mnóstwo patroli policyjnych pieszych i w radiowozach utwierdza mnie w przekonaniu ,że dobrze trafiłem.Robię mały wywiad i bingo.Jest, jeździ rotacyjnie co godzinę i pojechał w stronę Szczekocin.Wskakuje na ścieżkę obok torów,szykuje aparat do strzału i zaczynam krążyć.Za trzecim kółeczkiem się udaje.Podwójny fart.Nie dość, że jest to jeszcze się zatrzymuje do zdjęć.Trzeba przyznać,że skład bardzo fajnie wygląda.Kilka fotek i tyle go widziałem.

Dzisiejsza zdobycz.Pendolino.
Powrót oczywiście przez Siedlec.
/10091158

Moje Świeto Niepodległości.

Poniedziałek, 11 listopada 2013 · Komentarze(0)
Dziś bardzo chciałem odwiedzić zbiorową mogiłę legionistów w Bydlinie.Decyzje uzależniałem jednak od pogody,ściślej wiatru.Nie zamierzałem się z nim szarpać i w razie gdyby było źle zrobić pętelkę po okolicznych lasach.W Poraju stwierdziłem,że nie ma przeszkód i poturlałem się za Ogrodzieniec.Pod pomnikiem Legionistów byłem dość szybko około 10:30.Szczęście mnie nie opuszczało pod pomnikiem pusto.Autokary stały,ale turyści udali się pod zamek(ja obstawiam kościół). Fotki,chwila zadumy i szybko uciekam,żeby się nie wyziębić.Powrót przez Giebło,nowymi trasami koło Czatachowej(dziś czerwony rowerek) i oczywiście obok Dupki.Dużo patroli na drogach i nieliczni kierowcy jechali jak na zwolnionych filmach.Teraz wiem jak to powinno wyglądać na co dzień.

Pomnik Legionistów.

Tablice pamiątkowe.
/10091158

Taki sobie spontan.

Czwartek, 31 października 2013 · Komentarze(0)
W planach miałem zaliczenie dwóch gmin(białych plam) w woj. świętokrzyskim i powrót do Cz-wy.Cel zrealizowałem bezproblemowo i dość szybko około 10,30.Cudowna słoneczna pogoda i wolny czas zachęcały do dalszego kręcenia.I tak narodził się pomysł odwiedzenia zameczku w Książu W.Nie miałem go w swoich zbiorach i przyszedł czas obejrzenia go na żywo.Lokalnymi drogami skierowałem się na południe,podziwiając świętokrzyskie charakterystyczne krajobrazy,ustępując nierzadko krowom na drodze.Wiele razy odwiedziłem ten region, województwo,polubiłem je,ale zawsze będąc tu zastanawiam się dlaczego są województwem,a taka Częstochowa nie?
Ciesząc oczy widokami docieram do Księża W.Zameczek znajduje się na niewielkim wzgórzu za miasteczkiem.Mieści się tu obecnie zespół szkół rolniczych.Ciekawe i trochę nietypowe wykorzystanie zabytku.

Zamek-Książ Wielki.
Ostatnie dwie godz.światła dziennego wykorzystuje na podziwianie krajobrazów pogórza miechowskiego i charakterystycznych padołów.Dalej na Wolbrom wśród kapuścianych łąk,(prawdziwe kapuściane zagłębie.Od Wolbromia przy bezchmurnym,rozgwieżdżonym niebie.Ślicznie tylko w paluszki trochę szczypało.
Ślad trochę krótszy.Bateria padła tuż przed metą.Prawdziwy cud.
/10091158

Spacer po Okopach.

Wtorek, 22 października 2013 · Komentarze(0)
Plan zakładał odwiedzenie Ojcowa i spacer piękną widokową trasą po wzgórzu Okopy,zrobienie paru fotek.Założenie było takie , aby nie jechać tam w weekend i złapać jeszcze jakiś fajny ciepły i słoneczny dzionek.Udało się to zrealizować bezproblemowo.Zdjęcia wyszły przeciętne.Dąbek już bezlistny.Bywało ,że najlepsze barwy zastałem tu w listopadzie,bywało że na początku października było już łysawo i buro..Półtoragodzinny spacer po bajkowej krainie okupiłem bólem nóg,ale rowerek szybko temu zaradził.W nagrodę super widoki w trasie powrotnej.Pasmo smoleńsko-niegowonickie,okolice Strzegowej,remontowany Smoleń,Ogrodzieniec z okolic Giebła,"dziupla skarżycka"i "Rzędki".Tankowanie w Leśniowie i domek.


Rękawica.

Brama Krakowska i wąwóz Ciasne Skałki.

Chełmowa Góra,po prawej Okopy,w dole Prądnik.
/10091158

Na grzyby

Czwartek, 10 października 2013 · Komentarze(0)
Zapasy już dawno poczynione,miejsca brak ,ale bieżące potrzeby całkiem spore.Można było wyskoczyć na chwilę.W lesie podgrzybkowa masakra.Ilości znaczne,zdrowe,ale takie maleństwa.Po godzinie uciekłem z tej grzybowej łąki, bo zaczęło mnie łupać w krzyżu od ciągłego schylania.Skoczyłem w jedno miejsce i kilkanaście prawdziwków zrobiło różnice.Koszyk pełny i do domku.

Rzeczone prawdziwki.